Żar z nieba.
Gdy o dziesiątej rano termometr pokazuje 30 stopni to całkiem serio zaczynasz zastanawiać się nad zakupem urządzenia do schłodzenia lub chociaż poruszenia powietrza w pomieszczeniu. Moja historia z wiatrakami wyglądała następująco. Kiedy temperatury dochodziły do granicznych dla mojego organizmu, postanawiałem przyjrzeć się ofercie, ale zazwyczaj kończyło się na „o boże jakie to brzydkie i drogie”. I tak cały proces powtarzał się co roku i tak przez kilka lat, że w pewnej chwili przestało mnie to ruszać, może to kwestia przyzwyczajenia?
I tak za sprawą mojej lepszej połowy, zapadła decyzja „kupujemy wentylator!”, no ok., dziewczynie się nie odmawia 😉
W sklepie Markt w nazwie, zobaczyliśmy przetrzebiony dział z wentylatorami, sprzedawca zwierzył nam się, że nie nadążają z rozpakowaniem palet, bo towar schodzi hałdami. Oglądając to co zostało zastanawialiśmy się jaka jest różnic między wentylatorem A i B, średnica śmigła, moc silnika, dB… Większość rozlatywała się od samego patrzenia na nie, a cena…nieadekwatna do jakości (cóż sezon).
Ostatecznie kupiliśmy coś wyglądającego jak oczyszczacz powietrza za nieco ponad stówę. Dziewczyna zadowolona, wentylator daje jej nieco ulżyć w cierpieniu, ja również, bo zakupiliśmy nawet niebrzydką rzecz do salonu.